Translate

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

We are the change! - Arata

Nie mogło być lepiej. Wieczór powoli otaczał ciemnością świat, otulając tym samym Wioskę Ukrytą w Liściach, która teraz, kilka lat po wojnie, rozkwitała w najlepsze. Życie tętniło, a ludzie uśmiechali się i cieszyli. Idylla panowała na prawie całym świecie; prawie, bo mimo wszystko tu i ówdzie co jakiś czas miał miejsce jakiś bunt, ktoś znów próbował wszcząć wojnę i tym podobne sprawy. Tego typu zadaniami zajmowali się specjalnie wyszkoleni shinobi, każda wioska miała swój własny oddział do walki z takowymi. Najlepsi z najlepszych można by rzec. W Konosze shinobi ci należeli zwykle do Anbu, byli tam też byli członkowie Korzenia, wszyscy zrzeszeni w organizacji, o której nikt nie miał pojęcia – organizacja ta w każdej wiosce nosiła tą samą nazwę, a brzmiała ona Arata. Gdyby to spolszczyć, znaczyłoby to tyle, co „świeży”, a nazwa nie została nadana przypadkowo. Wojownicy ci byli powiewem świeżości, szkoleni w całkiem inny sposób niż dawniej i z reguły dość młodzi. Żadne z nich nie bało się poświęcić życia dla pokoju, choć co poniektórzy znaleźli się tam tylko przez to, by zabić jakoś czas ewentualnie nauczyć się czegoś nowego. A fakt, że przy tym bronili pokoju panującego na świecie był tylko dodatkowym plusem.
Do dwóch ostatnich grup należały trzy kunoichi, które właśnie przekroczyły w biegu bramę wioski i poruszając się po dachach ruszyły w stronę znajdującego się na uboczu niewielkiego domu w dzielnicy dawniej wspaniałego klanu Uchiha. W jednym z tamtejszych budynków znajdował się dom panny Mitarashi a także 'baza' organizacji. Mimo iż sama Anko nie brała już udziału w walkach, to wciąż była rewelacyjnym strategiem i cenionym shinobi – dlatego to jej przyszło zarządzać Aratą. Kobieta siedziała przy stoliku w ogrodzie, gdy trzy spowite w czerń i błękit kobiety stanęły przed nią. Lilowe oczy spoczęły na podopiecznych z powagą.
-Witajcie. Jakie macie nowiny? - spytała niezbyt głośno, mimo iż w okolicy nikt nie mieszkał. No, poza Kakashim, ale on znajdował się w tym samym domu i wiedział, czym zajmuje się jego partnerka.
-Misja w Kumogakure zakończona powodzeniem – oznajmiła stojąca pośrodku, najwyższa z trzech wojowniczek. Żadnej z nich nie było widać twarzy, tak jak Anbu i one miały maski, tyle, że były one w ciemnych kolorach z błękitnymi ornamentami. Wilk, Tygrys i Lis.
-Członkowie tamtejszej Araty współpracowali z nami, dlatego wytropienie i wyeliminowanie zagrożenia poszło szybko i sprawnie – dodała druga z nich, w masce Lisa.
-Wszystko wyglądało tak, jak rozpisałam to przed misją, Anko-sama. Podejrzenia były słuszne, działałyśmy zgodnie z moją strategią i nim nasz przeciwnik się obejrzał już był w rękach Rekina i Orła – dopowiedziała ostatnia, Tygrys, zaś pod nazwami zwierząt kryli się shinobi z odziału Araty stacjonującego w Wiosce Ukrytej w Chmurach. Tymczasem Wilk odczepiła zawieszony przy pasie zwój i wręczyła go zwierzchniczce.
-Zatem wszystkie cele zostały wyeliminowane, a wy dostałyście pochwałę od kage Kumo… brawo, jestem z was dumna – oznajmiła po chwili ciszy Mitarashi, przejrzawszy zawartość zwoju. -Zasłużyłyście na parę dni wolnego.
-No nareszcie! Zmęczyło mnie już to… - Lis założyła ręce za głowę, jednak widząc spojrzenie Anko i towarzyszek, na powrót stanęła niemal na baczność. -Znaczy się… Dziękujemy, Mitarashi-sama.
-Nie ma za co – rzuciła rozbawiona kobieta i machnęła dłonią. -A teraz idźcie już.
-Hai! - dziewczyny skinęły głową, by następnie wręcz rozpłynąć się w powietrzu.
Noc była ciemna, ludzie bawili się w najlepsze, jak zawsze, gdy wracały do wioski. Oddziały Araty pracowały głównie nocami, by nikt nie dostrzegł ich w ciemności, bądź co bądź był to tajny oddział. Mimo sypiania w dzień i miało to swoje plusy – w sytuacjach takich, jak ta, nie musiały się obawiać, że ktoś zauważy je gdy ściągały maski przed dotarciem do domu. Lis natychmiast wykorzystała okazję, przystając na moment na dachu i zdejmując maskę. Gumka utrzymująca ją na twarzy uwolniła włosy, sprawiając, że zielone, średniej długości kosmyki rozsypały się luźno. Jej towarzyszki przystanęły czekając na nią.
-Uff, na reszcie… nie chcę oglądać tej maski przez najbliższe kilka dni – oznajmiła, spoglądając swoimi czerwonymi oczami na maskę z symbolicznym wizerunkiem lisiego pyszczka.
-To nieprofesjonalne, ktoś mógłby cię zobaczyć, Ren*, nie powinnaś…
-Ciekawe, co powiesz jutro rano, jak będziesz miała kaca – Tygrys zdawała się nie słyszeć przywódczyni, przy okazji jednym sprawnym ruchem zdejmując maskę. Teraz to błękitne włosy rozsypały się w nieładzie, lekko drgając na wieczornych, delikatnych podmuchach wiatru. Kilka pasm opadło jej na twarz, jednak dziewczyna z przyjemnością na twarzy odgarnęła je palcami, zaczesując do tyłu. -Nie martw się, Asumi – spojrzenie szaroniebieskich, dość dziwnych oczu nie posiadających źrenicy, spoczęło na masce Wilka. -O tej porze ludzie już są zbyt pijani i patrzą bardziej pod nogi niż w niebo – szeroki, jakże wesoły uśmiech na twarzy nastolatki sprawił, iż i przywódczyni ich trzyosobowej drużyny westchnęła i zsunęła z twarzy maskę. Fioletowe włosy jednak nie rozsypały się na wszystkie strony, w przeciwieństwie do towarzyszek, Asami nosiła je spięte w warkocz.
-Eh… no dobra, ufam ci Sora. Ale tylko przez wzgląd na to, że ostatnio rzeczywiście rzadko się mylisz – stwierdziła nieco niechętnie, obserwując przyjaciółkę swoimi złotymi oczami. Następnie westchnęła raz jeszcze, tym razem bardziej dla oczyszczenia myśli niż wyrażenia swojego zrezygnowania. -Zatem, jakie plany na dziś?
Cała trójka na moment zamyśliła się. Rzadko miały wolny czas, tym bardziej wieczór, więc ciężko było im stwierdzić, co robią ludzie. Ren po chwili myślenia przeciągnęła się i już miała coś powiedzieć, gdy Sora wyszczerzyła się w sposób nieco przerażający.
-A co powiecie na…
-Sora… proszę… - Asumi próbowała chyba zaklinać spojrzeniem niebieskowłosą, jednak ta i tak uniosła dłoń zaciśniętą w pięść do góry tak jakby w geście triumfu.
-Imprezę! - zakrzyknęła, dobrze wiedząc, że i tak nikt ich nie usłyszy, były za wysoko. Jej towarzyszki popatrzyły na nią pytająco. -No co? A coście myślały?
-Co myślałyśmy? - Asumi uniosła pytająco brew. Czyżby wstęp do 'kłótni małżeńskiej'? -A domyśl się, przypomnij sobie co zwykle wymyślasz, hm?
-Jeśli próbujesz mi coś zasugerować, to ci to nie wychodzi, dobrze wiesz, że co jak co ale pamięć to mam kiepską – odszczeknęła się oskarżona.
-Oj no, chodzi o to, że za każdym prawie razem wyskakujesz z treningiem – zielonowłosa przewróciła oczami, chcąc uniknąć w ten sposób kolejnego zbędnego sporu.
-No i trzeba było tak od razu – pozbawiona źrenic dziewczyna zamknęła oczy zaplatając ręce na klatce piersiowej, zaś złotooka po raz kolejny westchnęła męczeńsko.
-Zatem, skoro zaproponowałaś imprezę, to pewnie masz plan. Gdzie, jak, z kim i tak dalej – popatrzyła na nią z wyczekującą miną.
-Tak. Dzisiaj pora na spontaniczność.
-Spontaniczność? - w głosie Ren słychać było sceptycyzm.
-No wiesz, szalejesz, nie myślisz o konsekwencjach, bawisz się jakby nie było jutra i robisz to co ci przyjdzie w danej chwili do głowy.
-Ty i spontaniczność…? To brzmi jak… jak… - Asumi uciekła wzrokiem szukając odpowiednio mocnego porównania.
-Jak Lady Tsunade i abstynencja – zielonowłosa wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Na chwilę zapadła cisza, którą następnie przerwał gromki śmiech dziewcząt.
-Idziemy się przebrać i na miasto! - zakomenderowała wesoło Sora, a następnie cała trójka pognała po dachach na drugi koniec miasta niczym cienie.
Mrok nocy sprawiał, iż przemykające z dachu na dach dziewczyny wydawały się demonami, zjawami, sennymi marami, tak bardzo nierealnymi… jedyne co je wyróżniało to błękit na kostiumach i fragmentach zbroi, chroniących strategiczne punkty. Ludzie, którym udało się dostrzec je w mroku nocy zawsze przecierał oczy, nie wierząc, w to co widzi i kładł się spać, by na drugi dzień całkiem zapomnieć o dziwnym zjawisku. I tak nikt by w to nie uwierzył. Członkowie Araty przemierzający świat pod czujnym spojrzeniem księżyca zdawali się być niczym świeży podmuch nocnego powietrza po upalnym dniu.
Drzwi do niewielkiego domku otwarły się zaś wojowniczki weszły na piętro i rozdzieliły się, każda do swojego pokoju, by zastąpić 'uniform' czymś wygodniejszym i lżejszym, jednak, jak to kobiety, im dłużej stały przed szafą tym bardziej nie wiedziały co założyć. W końcu pierwszy zdecydowany krok podjęła Sora, by po zaledwie pół godziny wyjść ze swojego pokoju w krótkich spodenkach i niebieskiej bluzce na ramiączkach. Widząc wciąż zamknięte drzwi do pokoi przyjaciółek, zaczęła się do nich dobijać.
-No baby, ileż można na was czekać?! - zirytowała się w końcu, by usiąść na parapecie 'korytarzowego' okna.
-Nie poganiaj! - wydarła się Asumi, zagłuszając tym samym ciche kliknięcie, gdy Ren postanowiła wyjść z pokoju.
-A może nie będziemy nigdzie wychodzić, co…? - spytała z nadzieją, stając na korytarzu w luźnych spodenkach od piżamy i luźnej bluzce z nadrukiem kota. Słysząc te słowa dało się usłyszeć kroki w pokoju dowódczyni, która po chwili wytknęła głowę na korytarz.
-Popieram pomysł – oznajmiła i teraz obie pary oczu spoczęły na niebieskowłosej, która założyła ręce za kark.
-Nie mamy niczego do imprezowania, żarcia ani nic. Nie było nas ponad dwa tygodnie w domu i i tak trzeba iść do sklepu – stwierdziła tonem rzeczoznawcy, a gdy spojrzenia dziewcząt nie odwróciły się i żadna nie odpowiedziała, nastolatka westchnęła i zsunęła się na podłogę z parapetu. -I pewnie ja mam po to iść, co?
-Och, wcale nie musiałaś – Ren uśmiechnęła się znacząco, tak samo jak i Asumi, a ich uśmiechy mówiły tyle co „no, zgodziłaś się po dobroci, grzeczne dziecko”. Sora westchnęła raz jeszcze
-No, to co kupić?
Tik tak, tik tak, tik tak.
Godzina 22:47
Gdy Sora już wróciła z zakupów i dziewczyny powoli zaczynały coraz bardziej tracić nad sobą kontrolę pod wpływem alkoholu, dom zaczęły wypełniać wesołe okrzyki, niekontrolowany chichot. Jak dobrze, że wokół nikt nie mieszkał, gdyż ich kwatera znajdowała się nie dość, że na uboczu, to w pobliżu domów już nie zamieszkiwanych przez nikogo.
Ludzie przez to niczego nie podejrzewali, gdy znikały na całe tygodnie, ani nie skarżyli się, gdy wracały na parę dni i stawiały na głowie cały dom.
-No, Ren! - fioletowowłosa klepnęła z siłą tarana przyjaciółkę w plecy, zaś ta z tego wszystkiego aż zakrztusiła się dymem papierosowym, który dopiero co wciągnęła do płuc. -Jak będziesz tak kopcić jak smok to cię żaden facet nie pocałuje!
-Mówi to weteranka pocałunków! – żachnęła się palaczka kaszląc nieznośnie. Chwyciła kieliszek wina i wypiła go za jednym zamachem. Dopiero to zniwelowało kaszel.
-A ty to może się całowałaś już, co? - obie dziewczyny były trudne do zidentyfikowania. Siedząca na fotelu naprzeciwko Sora przyglądała się im nieco nieogarniętym wzrokiem, próbując wydedukować, jaka będzie ich kolejna reakcja: rzucą się sobie do gardeł, zaczną płakać, czy się śmiać? Ciężko było to określić.
-No tak jakby, ale mam większe doświadczenie niż ty, kłębuszku.
-Nie nazywaj mnie kłębuszkiem! - Asumi oburzyła się, słysząc przezwisko, które nadały jej przyjaciółki podczas jednej z pierwszych misji jako genini. Miały złapać wiecznie uciekającego kota. Asumi chciała go pojmać poprzez kuszenie włóczką, a skończyło się to tak, że potem musiały odplątywać ją ze sznurka.
Sora odetchnęła ze spokojem, widząc, jak dziewczyny się poszturchują. Zatem nie spróbują tym razem wywlec tego, że jako jedyna już miała pewne kontakty z facetami. Nie cieszyło ją to zbytnio, ale doświadczenie to doświadczenie, a ona lubiła takowe kolekcjonować. To znaczy, ogólnie wszystkie doświadczenia.
Tik tak, tik tak, tik tak.
Godzina 1:30
-Iiii, iii…
-No dawaj, dawaj!
Wilk i Lis siedziały na podłodze przy szklanym stoliku i wpatrywały się w stojącą po drugiej stronie dziewczynę, która wpatrywała się w stojący na blacie kieliszek zaś palcami dotykała skroni.
-Jak mi przeszkadzacie to nie zmaterializuję tego wina no! - wrzasnęła po chwili Tygrys i zrzuciła dłonią kieliszek, siadając teraz również na podłodze jak obrażone dziecko. Meble stojące dotychczas wokół stolika, czyli kanapa i fotele, zostały odsunięte; najwyraźniej dziewczyny przestały się wokół nich mieścić.
-Pff, po prostu nie umiesz – Asumi uśmiechnęła się z miną zwycięzcy.
-Ale jak nie umie, to znaczy, że nie mamy co pić… - zielonowłosa wyraźnie posmutniała, nie widząc ciskającej piorunami z oczu przyjaciółki.
-To rzeczywiście gorzej – również złotooka popadła w zadumę, przerwaną dopiero przez skok Sory przez stół na nią.
-Właśnie, że umiem! - wydarła cię, co miało być chyba krzykiem bojowym. Obie poleciały pomiędzy fotele, które rozsunęły się, ukazując jeszcze jedną reklamówkę z kilkoma butelkami.
-WINO!
Tik tak, tik tak, tik tak.
Godzina 4:20
-I widziałaś, widziałaś? Pojawiło się.
-Co się pojawiło?
Dwie jeszcze przytomne kunoichi leżały na dywanie, zaś obok, wsparta na fotelu Asumi pochrapywała cichutko, jak to upity człowiek.
-No tamto.
-Które?
-A to widzisz coś jeszcze? - Tygrys spojrzała zaintrygowana na przyjaciółkę. Ta zmarszczyła brwi jak znawca.
-No tamten jednorożec.
-Wypiłaś za dużo, Ren, za dużo – mruknęła tylko z udawanym rozczarowaniem błękitnowłosa i znów położyła się na płasko, patrząc w sufit. W pokoju światło dawały tylko dwie lampy stojące na szafkach, więc panował przyjemny półmrok, tym bardziej, że ich abażury były zrobione tak, by światło wymykające się na zewnątrz imitowało gwiazdy. Rzeczona Ren obróciła głowę w stronę towarzyszki, która miała teraz minę myśliciela, tudzież filozofa.
-A ty co widzisz?
-Kropki. Dużo kropek.
-To nasza lampa. I to są gwiazdki nie kropki.
-Nie te! Te zielone.
-Zielone?
-Zielone. I one mają w sobie czerwone kropki.
-Osobliwość.
-Tak właśnie.
Zamilkły obie na chwilę, jakby koncentrując się na kropkach – jedna po to, by je móc lepiej opisywać, druga, by w ogóle je zobaczyć.
-Sora?
-Ren? - pytaniem na pytanie, bo czemu nie.
-Nie wstanę.
-Śpimy tutaj.
-Zdecydowanie – przytaknęła zielonowłosa. Leżała jeszcze chwilę, by następnie zasłonić dłonią usta, zerwać się i pognać do łazienki.
-Czyli ja śpię tutaj, a ty w łazience – westchnęła, a następnie sama zbladła i pognała za przyjaciółką.
Księżyc powoli ustępował miejsca na niebie słońcu, podczas gdy w domu należącym do trzech kunoichi Araty dopiero wszystko zaczynało cichnąć, dochodząc do wniosku, że najwyższa pora by się położyć i dać organizmowi odpocząć. Pomarańcz, złoto i czerwień malowały niebo, przeganiając precz nieustępliwy dotąd granat…

Szkoda tylko, że mimo wolnego żadna z nich nie odpocznie, gdyż wraz ze wschodzącym słońcem powoli zbliżał się nieuchronny gość – kac.


Zatem, po długich bojach w końcu nowa norka :3 Wprowadzenie trzech postaci, które będą jeszcze nie raz tu gościć no i paru nowych pojęć. Akcja dzieje się po ostatniej Wielkiej Wojnie, gdy po pierwszym powojennym posiedzeniu Kage postanowiono o założeniu międzywioskowej organizacji, która będzie pilnować porządku. Jak widać, przyjęła ona nazwę Arata, z japońskiego "świeży". Imiona bohaterek również mają znaczenie:
Asumi - Poranna Piękność ew. Piękno Poranka
Ren - Lilia Wodna
Sora - Niebo
Następne opowiadanie może pojawi się niebawem a może i nie, bo moja wena jest coraz bardziej kapryśna im starsza się robię.
No, to do następnego, ciao! :D

PS Jutro dodam piosenki, do których pisałam, bo aktualnie w głowie mam tylko jedną xD