Nie
mogło być lepiej. Wieczór powoli otaczał ciemnością świat,
otulając tym samym Wioskę Ukrytą w Liściach, która teraz, kilka
lat po wojnie, rozkwitała w najlepsze. Życie tętniło, a ludzie
uśmiechali się i cieszyli. Idylla panowała na prawie całym
świecie; prawie, bo mimo wszystko tu i ówdzie co jakiś czas miał
miejsce jakiś bunt, ktoś znów próbował wszcząć wojnę i tym
podobne sprawy. Tego typu zadaniami zajmowali się specjalnie
wyszkoleni shinobi, każda wioska miała swój własny oddział do
walki z takowymi. Najlepsi z najlepszych można by rzec. W Konosze
shinobi ci należeli zwykle do Anbu, byli tam też byli członkowie
Korzenia, wszyscy zrzeszeni w organizacji, o której nikt nie miał
pojęcia – organizacja ta w każdej wiosce nosiła tą samą nazwę,
a brzmiała ona Arata. Gdyby to spolszczyć, znaczyłoby to tyle, co
„świeży”, a nazwa nie została nadana przypadkowo. Wojownicy ci
byli powiewem świeżości, szkoleni w całkiem inny sposób niż
dawniej i z reguły dość młodzi. Żadne z nich nie bało się
poświęcić życia dla pokoju, choć co poniektórzy znaleźli się
tam tylko przez to, by zabić jakoś czas ewentualnie nauczyć się
czegoś nowego. A fakt, że przy tym bronili pokoju panującego na
świecie był tylko dodatkowym plusem.
Do
dwóch ostatnich grup należały trzy kunoichi, które właśnie
przekroczyły w biegu bramę wioski i poruszając się po dachach
ruszyły w stronę znajdującego się na uboczu niewielkiego domu w
dzielnicy dawniej wspaniałego klanu Uchiha. W jednym z tamtejszych
budynków znajdował się dom panny Mitarashi a także 'baza'
organizacji. Mimo iż sama Anko nie brała już udziału w walkach,
to wciąż była rewelacyjnym strategiem i cenionym shinobi –
dlatego to jej przyszło zarządzać Aratą. Kobieta siedziała przy
stoliku w ogrodzie, gdy trzy spowite w czerń i błękit kobiety
stanęły przed nią. Lilowe oczy spoczęły na podopiecznych z
powagą.
-Witajcie.
Jakie macie nowiny? - spytała niezbyt głośno, mimo iż w okolicy
nikt nie mieszkał. No, poza Kakashim, ale on znajdował się w tym
samym domu i wiedział, czym zajmuje się jego partnerka.
-Misja
w Kumogakure zakończona powodzeniem – oznajmiła stojąca
pośrodku, najwyższa z trzech wojowniczek. Żadnej z nich nie było
widać twarzy, tak jak Anbu i one miały maski, tyle, że były one w
ciemnych kolorach z błękitnymi ornamentami. Wilk, Tygrys i Lis.
-Członkowie
tamtejszej Araty współpracowali z nami, dlatego wytropienie i
wyeliminowanie zagrożenia poszło szybko i sprawnie – dodała
druga z nich, w masce Lisa.
-Wszystko
wyglądało tak, jak rozpisałam to przed misją, Anko-sama.
Podejrzenia były słuszne, działałyśmy zgodnie z moją strategią
i nim nasz przeciwnik się obejrzał już był w rękach Rekina i
Orła – dopowiedziała ostatnia, Tygrys, zaś pod nazwami zwierząt
kryli się shinobi z odziału Araty stacjonującego w Wiosce Ukrytej
w Chmurach. Tymczasem Wilk odczepiła zawieszony przy pasie zwój i
wręczyła go zwierzchniczce.
-Zatem
wszystkie cele zostały wyeliminowane, a wy dostałyście pochwałę
od kage Kumo… brawo, jestem z was dumna – oznajmiła po chwili
ciszy Mitarashi, przejrzawszy zawartość zwoju. -Zasłużyłyście
na parę dni wolnego.
-No
nareszcie! Zmęczyło mnie już to… - Lis założyła ręce za
głowę, jednak widząc spojrzenie Anko i towarzyszek, na powrót
stanęła niemal na baczność. -Znaczy się… Dziękujemy,
Mitarashi-sama.
-Nie
ma za co – rzuciła rozbawiona kobieta i machnęła dłonią. -A
teraz idźcie już.
-Hai!
- dziewczyny skinęły głową, by następnie wręcz rozpłynąć się
w powietrzu.
Noc
była ciemna, ludzie bawili się w najlepsze, jak zawsze, gdy wracały
do wioski. Oddziały Araty pracowały głównie nocami, by nikt nie
dostrzegł ich w ciemności, bądź co bądź był to tajny oddział.
Mimo sypiania w dzień i miało to swoje plusy – w sytuacjach
takich, jak ta, nie musiały się obawiać, że ktoś zauważy je gdy
ściągały maski przed dotarciem do domu. Lis natychmiast
wykorzystała okazję, przystając na moment na dachu i zdejmując
maskę. Gumka utrzymująca ją na twarzy uwolniła włosy,
sprawiając, że zielone, średniej długości kosmyki rozsypały się
luźno. Jej towarzyszki przystanęły czekając na nią.
-Uff,
na reszcie… nie chcę oglądać tej maski przez najbliższe kilka
dni – oznajmiła, spoglądając swoimi czerwonymi oczami na maskę
z symbolicznym wizerunkiem lisiego pyszczka.
-To
nieprofesjonalne, ktoś mógłby cię zobaczyć, Ren*, nie powinnaś…
-Ciekawe,
co powiesz jutro rano, jak będziesz miała kaca – Tygrys zdawała
się nie słyszeć przywódczyni, przy okazji jednym sprawnym ruchem
zdejmując maskę. Teraz to błękitne włosy rozsypały się w
nieładzie, lekko drgając na wieczornych, delikatnych podmuchach
wiatru. Kilka pasm opadło jej na twarz, jednak dziewczyna z
przyjemnością na twarzy odgarnęła je palcami, zaczesując do
tyłu. -Nie martw się, Asumi – spojrzenie szaroniebieskich, dość
dziwnych oczu nie posiadających źrenicy, spoczęło na masce Wilka.
-O tej porze ludzie już są zbyt pijani i patrzą bardziej pod nogi
niż w niebo – szeroki, jakże wesoły uśmiech na twarzy
nastolatki sprawił, iż i przywódczyni ich trzyosobowej drużyny
westchnęła i zsunęła z twarzy maskę. Fioletowe włosy jednak nie
rozsypały się na wszystkie strony, w przeciwieństwie do
towarzyszek, Asami nosiła je spięte w warkocz.
-Eh…
no dobra, ufam ci Sora. Ale tylko przez wzgląd na to, że ostatnio
rzeczywiście rzadko się mylisz – stwierdziła nieco niechętnie,
obserwując przyjaciółkę swoimi złotymi oczami. Następnie
westchnęła raz jeszcze, tym razem bardziej dla oczyszczenia myśli
niż wyrażenia swojego zrezygnowania. -Zatem, jakie plany na dziś?
Cała
trójka na moment zamyśliła się. Rzadko miały wolny czas, tym
bardziej wieczór, więc ciężko było im stwierdzić, co robią
ludzie. Ren po chwili myślenia przeciągnęła się i już miała
coś powiedzieć, gdy Sora wyszczerzyła się w sposób nieco
przerażający.
-A
co powiecie na…
-Sora…
proszę… - Asumi próbowała chyba zaklinać spojrzeniem
niebieskowłosą, jednak ta i tak uniosła dłoń zaciśniętą w
pięść do góry tak jakby w geście triumfu.
-Imprezę!
- zakrzyknęła, dobrze wiedząc, że i tak nikt ich nie usłyszy,
były za wysoko. Jej towarzyszki popatrzyły na nią pytająco. -No
co? A coście myślały?
-Co
myślałyśmy? - Asumi uniosła pytająco brew. Czyżby wstęp do
'kłótni małżeńskiej'? -A domyśl się, przypomnij sobie co
zwykle wymyślasz, hm?
-Jeśli
próbujesz mi coś zasugerować, to ci to nie wychodzi, dobrze wiesz,
że co jak co ale pamięć to mam kiepską – odszczeknęła się
oskarżona.
-Oj
no, chodzi o to, że za każdym prawie razem wyskakujesz z treningiem
– zielonowłosa przewróciła oczami, chcąc uniknąć w ten sposób
kolejnego zbędnego sporu.
-No
i trzeba było tak od razu – pozbawiona źrenic dziewczyna zamknęła
oczy zaplatając ręce na klatce piersiowej, zaś złotooka po raz
kolejny westchnęła męczeńsko.
-Zatem,
skoro zaproponowałaś imprezę, to pewnie masz plan. Gdzie, jak, z
kim i tak dalej – popatrzyła na nią z wyczekującą miną.
-Tak.
Dzisiaj pora na spontaniczność.
-Spontaniczność?
- w głosie Ren słychać było sceptycyzm.
-No
wiesz, szalejesz, nie myślisz o konsekwencjach, bawisz się jakby
nie było jutra i robisz to co ci przyjdzie w danej chwili do głowy.
-Ty
i spontaniczność…? To brzmi jak… jak… - Asumi uciekła
wzrokiem szukając odpowiednio mocnego porównania.
-Jak
Lady Tsunade i abstynencja – zielonowłosa wyszczerzyła zęby w
uśmiechu. Na chwilę zapadła cisza, którą następnie przerwał
gromki śmiech dziewcząt.
-Idziemy
się przebrać i na miasto! - zakomenderowała wesoło Sora, a
następnie cała trójka pognała po dachach na drugi koniec miasta
niczym cienie.
Mrok
nocy sprawiał, iż przemykające z dachu na dach dziewczyny wydawały
się demonami, zjawami, sennymi marami, tak bardzo nierealnymi…
jedyne co je wyróżniało to błękit na kostiumach i fragmentach
zbroi, chroniących strategiczne punkty. Ludzie, którym udało się
dostrzec je w mroku nocy zawsze przecierał oczy, nie wierząc, w to
co widzi i kładł się spać, by na drugi dzień całkiem zapomnieć
o dziwnym zjawisku. I tak nikt by w to nie uwierzył. Członkowie
Araty przemierzający świat pod czujnym spojrzeniem księżyca
zdawali się być niczym świeży podmuch nocnego powietrza po
upalnym dniu.
Drzwi
do niewielkiego domku otwarły się zaś wojowniczki weszły na
piętro i rozdzieliły się, każda do swojego pokoju, by zastąpić
'uniform' czymś wygodniejszym i lżejszym, jednak, jak to kobiety,
im dłużej stały przed szafą tym bardziej nie wiedziały co
założyć. W końcu pierwszy zdecydowany krok podjęła Sora, by po
zaledwie pół godziny wyjść ze swojego pokoju w krótkich
spodenkach i niebieskiej bluzce na ramiączkach. Widząc wciąż
zamknięte drzwi do pokoi przyjaciółek, zaczęła się do nich
dobijać.
-No
baby, ileż można na was czekać?! - zirytowała się w końcu, by
usiąść na parapecie 'korytarzowego' okna.
-Nie
poganiaj! - wydarła się Asumi, zagłuszając tym samym ciche
kliknięcie, gdy Ren postanowiła wyjść z pokoju.
-A
może nie będziemy nigdzie wychodzić, co…? - spytała z nadzieją,
stając na korytarzu w luźnych spodenkach od piżamy i luźnej
bluzce z nadrukiem kota. Słysząc te słowa dało się usłyszeć
kroki w pokoju dowódczyni, która po chwili wytknęła głowę na
korytarz.
-Popieram
pomysł – oznajmiła i teraz obie pary oczu spoczęły na
niebieskowłosej, która założyła ręce za kark.
-Nie
mamy niczego do imprezowania, żarcia ani nic. Nie było nas ponad
dwa tygodnie w domu i i tak trzeba iść do sklepu – stwierdziła
tonem rzeczoznawcy, a gdy spojrzenia dziewcząt nie odwróciły się
i żadna nie odpowiedziała, nastolatka westchnęła i zsunęła się
na podłogę z parapetu. -I pewnie ja mam po to iść, co?
-Och,
wcale nie musiałaś – Ren uśmiechnęła się znacząco, tak samo
jak i Asumi, a ich uśmiechy mówiły tyle co „no, zgodziłaś się
po dobroci, grzeczne dziecko”. Sora westchnęła raz jeszcze
-No,
to co kupić?
Tik
tak, tik tak, tik tak.
Godzina
22:47
Gdy
Sora już wróciła z zakupów i dziewczyny powoli zaczynały coraz
bardziej tracić nad sobą kontrolę pod wpływem alkoholu, dom
zaczęły wypełniać wesołe okrzyki, niekontrolowany chichot. Jak
dobrze, że wokół nikt nie mieszkał, gdyż ich kwatera znajdowała
się nie dość, że na uboczu, to w pobliżu domów już nie
zamieszkiwanych przez nikogo.
Ludzie
przez to niczego nie podejrzewali, gdy znikały na całe tygodnie,
ani nie skarżyli się, gdy wracały na parę dni i stawiały na
głowie cały dom.
-No,
Ren! - fioletowowłosa klepnęła z siłą tarana przyjaciółkę w
plecy, zaś ta z tego wszystkiego aż zakrztusiła się dymem
papierosowym, który dopiero co wciągnęła do płuc. -Jak będziesz
tak kopcić jak smok to cię żaden facet nie pocałuje!
-Mówi
to weteranka pocałunków! – żachnęła się palaczka kaszląc
nieznośnie. Chwyciła kieliszek wina i wypiła go za jednym
zamachem. Dopiero to zniwelowało kaszel.
-A
ty to może się całowałaś już, co? - obie dziewczyny były
trudne do zidentyfikowania. Siedząca na fotelu naprzeciwko Sora
przyglądała się im nieco nieogarniętym wzrokiem, próbując
wydedukować, jaka będzie ich kolejna reakcja: rzucą się sobie do
gardeł, zaczną płakać, czy się śmiać? Ciężko było to
określić.
-No
tak jakby, ale mam większe doświadczenie niż ty, kłębuszku.
-Nie
nazywaj mnie kłębuszkiem! - Asumi oburzyła się, słysząc
przezwisko, które nadały jej przyjaciółki podczas jednej z
pierwszych misji jako genini. Miały złapać wiecznie uciekającego
kota. Asumi chciała go pojmać poprzez kuszenie włóczką, a
skończyło się to tak, że potem musiały odplątywać ją ze
sznurka.
Sora
odetchnęła ze spokojem, widząc, jak dziewczyny się poszturchują.
Zatem nie spróbują tym razem wywlec tego, że jako jedyna już
miała pewne kontakty z facetami. Nie cieszyło ją to zbytnio, ale
doświadczenie to doświadczenie, a ona lubiła takowe kolekcjonować.
To znaczy, ogólnie wszystkie doświadczenia.
Tik
tak, tik tak, tik tak.
Godzina
1:30
-Iiii,
iii…
-No
dawaj, dawaj!
Wilk
i Lis siedziały na podłodze przy szklanym stoliku i wpatrywały się
w stojącą po drugiej stronie dziewczynę, która wpatrywała się w
stojący na blacie kieliszek zaś palcami dotykała skroni.
-Jak
mi przeszkadzacie to nie zmaterializuję tego wina no! - wrzasnęła
po chwili Tygrys i zrzuciła dłonią kieliszek, siadając teraz
również na podłodze jak obrażone dziecko. Meble stojące
dotychczas wokół stolika, czyli kanapa i fotele, zostały
odsunięte; najwyraźniej dziewczyny przestały się wokół nich
mieścić.
-Pff,
po prostu nie umiesz – Asumi uśmiechnęła się z miną zwycięzcy.
-Ale
jak nie umie, to znaczy, że nie mamy co pić… - zielonowłosa
wyraźnie posmutniała, nie widząc ciskającej piorunami z oczu
przyjaciółki.
-To
rzeczywiście gorzej – również złotooka popadła w zadumę,
przerwaną dopiero przez skok Sory przez stół na nią.
-Właśnie,
że umiem! - wydarła cię, co miało być chyba krzykiem bojowym.
Obie poleciały pomiędzy fotele, które rozsunęły się, ukazując
jeszcze jedną reklamówkę z kilkoma butelkami.
-WINO!
Tik
tak, tik tak, tik tak.
Godzina
4:20
-I
widziałaś, widziałaś? Pojawiło się.
-Co
się pojawiło?
Dwie
jeszcze przytomne kunoichi leżały na dywanie, zaś obok, wsparta na
fotelu Asumi pochrapywała cichutko, jak to upity człowiek.
-No
tamto.
-Które?
-A
to widzisz coś jeszcze? - Tygrys spojrzała zaintrygowana na
przyjaciółkę. Ta zmarszczyła brwi jak znawca.
-No
tamten jednorożec.
-Wypiłaś
za dużo, Ren, za dużo – mruknęła tylko z udawanym
rozczarowaniem błękitnowłosa i znów położyła się na płasko,
patrząc w sufit. W pokoju światło dawały tylko dwie lampy stojące
na szafkach, więc panował przyjemny półmrok, tym bardziej, że
ich abażury były zrobione tak, by światło wymykające się na
zewnątrz imitowało gwiazdy. Rzeczona Ren obróciła głowę w
stronę towarzyszki, która miała teraz minę myśliciela, tudzież
filozofa.
-A
ty co widzisz?
-Kropki.
Dużo kropek.
-To
nasza lampa. I to są gwiazdki nie kropki.
-Nie
te! Te zielone.
-Zielone?
-Zielone.
I one mają w sobie czerwone kropki.
-Osobliwość.
-Tak
właśnie.
Zamilkły
obie na chwilę, jakby koncentrując się na kropkach – jedna po
to, by je móc lepiej opisywać, druga, by w ogóle je zobaczyć.
-Sora?
-Ren?
- pytaniem na pytanie, bo czemu nie.
-Nie
wstanę.
-Śpimy
tutaj.
-Zdecydowanie
– przytaknęła zielonowłosa. Leżała jeszcze chwilę, by
następnie zasłonić dłonią usta, zerwać się i pognać do
łazienki.
-Czyli
ja śpię tutaj, a ty w łazience – westchnęła, a następnie sama
zbladła i pognała za przyjaciółką.
Księżyc
powoli ustępował miejsca na niebie słońcu, podczas gdy w domu
należącym do trzech kunoichi Araty dopiero wszystko zaczynało
cichnąć, dochodząc do wniosku, że najwyższa pora by się położyć
i dać organizmowi odpocząć. Pomarańcz, złoto i czerwień
malowały niebo, przeganiając precz nieustępliwy dotąd granat…
Szkoda
tylko, że mimo wolnego żadna z nich nie odpocznie, gdyż wraz ze
wschodzącym słońcem powoli zbliżał się nieuchronny gość –
kac.
Zatem, po długich bojach w końcu nowa norka :3 Wprowadzenie trzech postaci, które będą jeszcze nie raz tu gościć no i paru nowych pojęć. Akcja dzieje się po ostatniej Wielkiej Wojnie, gdy po pierwszym powojennym posiedzeniu Kage postanowiono o założeniu międzywioskowej organizacji, która będzie pilnować porządku. Jak widać, przyjęła ona nazwę Arata, z japońskiego "świeży". Imiona bohaterek również mają znaczenie:
Asumi - Poranna Piękność ew. Piękno Poranka
Ren - Lilia Wodna
Sora - Niebo
Następne opowiadanie może pojawi się niebawem a może i nie, bo moja wena jest coraz bardziej kapryśna im starsza się robię.
No, to do następnego, ciao! :D
PS Jutro dodam piosenki, do których pisałam, bo aktualnie w głowie mam tylko jedną xD
PS Jutro dodam piosenki, do których pisałam, bo aktualnie w głowie mam tylko jedną xD